wtorek, 17 lipca 2012

prolog.


 *perspektywa Abigail *
Delikatnie otwieram oczy. Powoli łapię kontakt ze światem. Przeważnie przysparza mi to sporo trudności, wierzcie mi. Mniej więcej zaczynam ogarniać, gdzie się znajduję. Dochodzą do mnie dźwięki mojego budzika. Gdyby nie fakt, że tym budzikiem jest mój telefon, już by go nie było na tym świecie. Ale co by nie było, nie ma to jak zacząć dzień od mojej ulubionej piosenki - "Want U Back" Cher Lloyd. Podejmuję decyzję o wstaniu. Zwlekam... taak, "zwlekam" to dobre słowo, tak więc zwlekam swoje ciało z łóżka, kierując się w stronę łazienki, po drodze wybierając jakieś ubranie na dziś. Mimo wczesnej pory, to akurat przyszło mi z nieopisaną łatwością. Zawsze miałam rękę do ciuchów. Nawet gdyby ktoś obudził mnie w nocy o północy, wiedziałabym, co na siebie założyć. Docierając do punktu docelowego, (łazienka) wzięłam szybki zimny prysznic, po czym ułożyłam fryzurę (czyt. rozpuściłam włosy), nałożyłam lekki make-up i ubrałam się. Zeszłam na dół do kuchni, zalałam płatki mlekiem i odstawiając miskę na stół stwierdziłam, że reszta jeszcze śpi. Dołował mnie fakt, że wstałam jako pierwsza akurat w wolny dzień. Dziś to ja powinnam być budzona z kamiennego snu, tymczasem sama muszę przeprowadzać tę czynność na domownikach. Lekko podenerwowana ruszyłam w kierunku pokoju Mark'a. Z impetem zaczęłam walić w drzwi i wejrzałam do jego pokoju. Egipskie ciemności. Po omacku dotarłam do żaluzji. Myk! Oślepiający blask padł na sypialnię mojego brata. Ten, mimo nagłego przypływu światła, nie zmienił swojej pozycji i zakomunikował ochryple spod kołdry:
- W tej chwili wyjdź, albo stanie się coś złego! - ledwo można było go zrozumieć.
- Za 10 minut na dole, albo stanie się coś gorszego. A ty wiesz, do czego ja jestem zdolna! - cwaniacko poruszyłam brwiami i posłałam Markowi szyderczy uśmiech. Śpiący królewicz podniósł się na chwilkę, po czym znów runął na posłanie.
- MARK! MASZ 9 MINUT I 50 SEKUND! ANI CHWILI DŁUŻEJ, ZROZUMIANO?! - wykrzyczałam mu nad uchem, na co on zareagował upadkiem na podłogę.
Zostawiłam chłopaka w tej mało komfortowej sytuacji zamykając za sobą drzwi i podchodząc do pokoju Lei. Jak myszka wślizgnęłam się do pomieszczenia i podeszłam do łóżka przyjaciółki. Za jednym zamachem ściągnęłam z niej pierzynę. Ta, automatycznie rozjuszona, krzyknęła:
- DO CHOLERY JASNEJ, NIE MOGŁAŚ PO PROSTU POWIEDZIEĆ, ŻEBYM WSTAŁA?!?!
- A podziałałoby? - odpowiedziałam jej pytaniem, znacząco się uśmiechając.
- Ugh... w sumie mogło być gorzej. - rzuciła Leah, najprawdopodobniej wracając wspomnieniami do zdarzeń z zeszłego tygodnia, kiedy zmuszona podjąć drastyczne środki, wylałam na Marka butelkę lodowatej wody. I on, i Leah wiedzieli, co jestem w stanie zrobić i od tamtej pory się pilnują.
- Za 15 minut na dole - rzuciłam, wychodząc.

Wróciłam do kuchni, włączyłam MTV i rozkoszowałam się kilkoma spokojnymi minutami tego poranka, konsumując przygotowane wcześniej musli. Chwilę potem zrobiłam sobie kawę. Nie mogłam bez niej żyć. Byłam uzależniona od tego napoju. Jego smak i aromat… Ah, uwielbiałam wszystko, co kawowe. Gdy z powrotem usiadłam na krześle, jak błyskawica do pomieszczenia wpadł mój ukochany bro. Wziął do ręki paczkę pianek i rozłożył się na sofie w salonie. Leah dołączyła do nas chwilę później.
Spojrzałam na zegar i poirytowana krzyknęłam Mark’owi prosto do ucha:
- Mark! Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?!
- Um, za dwadzieścia. COOOOO?! - jak oparzony wybiegł z pokoju i zabierając swój plecak, pomknął do szkoły.


- Abby, mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedziała tajemniczo Leah, zamykając drzwi za moim szalonym bro – Kupiłam wczoraj bilety na koncert i przydałoby mi się towarzystwo. W twojej osobie.
- W mojej? Gdzie impreza, tam i ja – uśmiechnęłam się -  Kto dla nas zagra?
- One Direction. Na pewno słyszałaś, to ci z ostatniej edycji X-Factor. Ostatnio coraz częściej lecą w radiu. -  Szczerze mówiąc, nigdy nie interesowały mnie boybandy. One Direction obili mi się o jedno ucho parę razy, ale szybko wylecieli drugim. Pomyślałam jednak, że warto zobaczyć wschodzące gwiazdy brytyjskiej sceny…
- Idę, oczywiście, że idę. A… kiedy jest ten show? - spytałam.
- Jutro. Załóż coś fajnego!
- O to już się nie bój, wiesz, że z tym daję sobie radę, jak nikt inny. Tylko… co zrobię z Markiem?
- Abigail, to duży chłopak. Przecież możesz zostawić go na jeden wieczór w domu.
- Nie byłabym tego taka pewna... -  odparłam. Stwierdziłam, że najlepszym wyjściem będzie pozostawienie go na łaskę rodziców.
Zadowolona z planów na piątkowy wieczór, postanowiłam uzupełnić szafę o kilka drobiazgów. Chwyciłam torbę i po wyjściu Leah z mieszkania, ruszyłam do galerii Westfield.

***
Gdy wracałam do domu, lunął rzęsisty deszcz. Zdyszana po szalonym biegu i przemoczona do suchej nitki, skierowałam się do sypialni. Przebrałam się w suche ciuchy, upięłam włosy w niedbały kok. Much better. Nie mając nic pożytecznego do zrobienia, weszłam na Twittera. Odpisałam na mentions, zerknęłam na trends, w których od paru dni natrętnie widniał Justin Bieber i pomyślałam, że powinnam lepiej poznać grupę, na której koncert się wybieram.  Szybko wpisałam w Google 'One Direction'. Niedługo potem opanowałam treść wikipedyjnych artykułów, poczytałam fakty na fanowskich stronach, obejrzałam teledyski do utworów What Makes You Beautiful i Gotta Be You, i przede wszystkim - zakupiłam na iTunes ich płytę – Up All Night. Przyznam, że spodobali mi się niesamowicie. Nie dość, że przystojni, to i utalentowani! Nie dziwne, że sam Simon Cowell wziął ich pod swoje skrzydła.

- Witam, byczys! – ryknął Mark, z impetem otwierając drzwi frontowe.
- Młody, czy ty potrafisz wejść do domu jak normalny człowiek?
- Myślę, że tak, ale po co, jeśli mogę to zrobić bardziej efektownie? - Tak. Efektowność i błysk to jego mocna strona. – Przejaśnia się, także wybywam na BMX-a. Wrócę wieczorem.
- Spoko, tylko się nie zabij. - BMX to miłość Mark'a. Jak na razie jedyna. Wszystkie dziewczyny się w nim kochają, a on serce oddał rowerowi.  - Aaaa, chwila, jutro idziesz na noc do rodziców.
- Niby dlaczego?! - oburzył się chłopak, wyprowadzając bike'a.
- Bo mam zajęty wieczór, a nie możesz zostać sam - odpowiedziałam.
- Mówiłaś to już rodzicom?
- Jeszcze nie, ale mam zamiar to zrobić.
- W takim razie idę na noc do Austina. Już do niego dzwonię, a ty nic nie wspominasz rodzicom.
- Hola, hola, nie tak szybko. Jego matka się zgodzi?
- Na sto procent. Ona mnie kocha. - odparł ze słodkim uśmiechem. Nie dziwię się, Mark to lizus jakich mało.
- Niech ci będzie…
Wyszedł zakładając swojego snapback'a. W drzwiach wyminął się z Leah.
- Dobry. – rzuciła, zdejmując płaszcz. - Jestem strasznie zmęczona. Pogoda chyba wpłynęła na wykładowców, przynudzali jak nigdy dotąd. Tłukli nam w głowy jakieś epoki, style… Cholera, kocham sztukę, ale w praktyce!
- Może mały seans dla rozluźnienia? – zapytałam, wymachując do niej pudełkiem z naszym ulubionym dziełem kinematografii – „Love Actually”.
Leah nie mogła odmówić. Skoczyłam do kuchni po przekąski i jakieś 3 litry Fanty. Siedziałyśmy w salonie umierając ze śmiechu aż do późnego wieczora. W międzyczasie Mark powrócił z codziennej przejażdżki na rowerze, zjadł prowizoryczną kolację, której sama nie miałam ochoty dla niego robić, po czym zamknął się w swoim królestwie i grał na gitarze. Przy jej (o dziwo) kojących dźwiękach paręnaście minut po filmie ułożyłam się do snu. 
_________________________________________________________________
Kochani, oto prolog do naszego opowiadania, które mamy zamiar dla Was tworzyć. :)
póki co nie dzieje się nic specjalnego, jest to jedynie wprowadzenie połowy bohaterów. 
resztę z nich poznacie w rozdziale pierwszym, ALE nie pojawi się on, dopóki nie otrzymamy odezwu od Czytelników, a więc...
liczymy na Wasze komentarze! :)
xoxo, alyson & mia